Mecz lepszy od... seksu?

Dział: Student

Sypialnia i stadion - dwa miejsca, w których wpadamy w skrajne emocje. Miejsca, gdzie podniecenie miesza się z adrenaliną. Pytanie tylko, co przysparza nam więcej wrażeń: doping czy seks?

Walka i seks są głęboko zakorzenione w naszej kulturze. Oba elementy pozwoliły na przestrzeni dziejów przetrwać naszemu gatunkowi. Walka zapewniała dostęp do terytorium, pożywienia i obronę przed niebezpiecznymi zwierzętami czy innymi ludźmi. Z kolei seks w prostej linii pozwalał na przedłużenie gatunku i promocję genów najlepszych osobników, stanowiąc dla nich nagrodę za sukces w walce.

Na stadionie lepiej niż w łóżku
Mimo rozwoju cywilizacyjnego wskazane czynniki nadal są mocno zakorzenione w człowieku. Wyzwalają w nim ogromne emocje prowokujące go nawet do nieprzewidywalnych zachowań. Cywilizacja zmieniła jedynie metody działań. Okazuje się, że na stadionie przeżywa się większe emocje niż w łóżku. Dlaczego?
 
Stadion należy rozpatrywać ogólnie, jako określenie całej otoczki związanej z odbywającą się na nim imprezą masową. Może być to zarówno wydarzenie sportowe, jaki i muzyczne czy hobbystyczne (np. zlot posiadaczy motocyklów marki Junak).

Jednakże największe emocje związane są z meczami drużyn sportowych, głównie z miast niedarzących się sympatią. Atmosfera tego typu wydarzeń nieodzownie związana jest z wojną i poczuciem przynależności do swoistej wspólnoty plemiennej. Jest nią grupa, która aby przetrwać w miejscu starcia (czytaj: na stadionie) musi się wewnętrznie zjednoczyć. Jej członkowie natomiast w obliczu wroga muszą być lojalni wobec siebie.

"My" i "oni"
Przyglądając się stadionowej rzeczywistości mamy do czynienia z przeniesieniem historycznych elementów walki do naszej rzeczywistości. Każdy klub posiada bowiem swoje barwy, herb czy flagę. Do złudzenia przypominają one znaki przynależności średniowiecznego rycerza do konkretnej formacji bojowej. Kibice określonej drużyny utożsamiają się bezkrytycznie ze swoją ukochaną drużyną, dokonując tym samym podziału na "my" i "oni". Co więcej, dana grupa czuje się względnie równa społecznie - dochód czy pochodzenie traci tu na znaczeniu. Fakt bycia w jednej formacji działa silnie unifikująco na ludzi w obrębie stadionu, jeszcze mocniej wzmacniając zaangażowanie w walkę.

Kolejnym elementem walki są okrzyki. Na współczesnych stadionach kibice w synchronizowany sposób wykrzykują określone dla danej grupy hasła lub śpiewają przyśpiewki. Przyjmują one zarówno pozytywną wersję (o własnym klubie), jak i negatywną lub wręcz szowinistyczną o przeciwnej drużynie. Znajomość owych przyśpiewek i haseł stanowi kolejny dowód uczestnictwa we "wspólnocie plemiennej".

Szalik niczym skalp
Na współczesnych stadionach istnieje osoba tzw. gniazdowego. Człowiek ten, znajdujący się na trybunie, steruje zachowaniem najbardziej fanatycznych kibiców. By gniazdowy był dobrze widoczny, także z wyższych rzędów, siedzi on na specjalnym podwyższeniu (nazywanym gniazdem), skąd wydaje polecenia fanom danej drużyny, pełniąc niejako funkcję oficera dowodzącego odziałem. Obok niego często usytuowani są kibice - dobosze, którzy bębniący w bębny nadają całej grupie określony rytm.

Ciekawy element, potwierdzający analogię stadionu z walką, stanowi szalik klubowy. Traktowany jest on jako jeden z najważniejszych atrybutów przynależności do społeczności kibiców danej drużyny. Posiada on jednak szereg znaczeń. Utrata lub zgubienie własnego szalika uważane jest w grupie "swoich" jako utrata twarzy i okazanie się niegodnym członkostwa we wspólnocie. Z kolei zdobycie szalika przeciwnej drużyny można porównać do posiadania skalpu lub łupu wojennego.

Warto nadmienić, że w danej grupie nie ma jednego kanonu wzoru szalika. Często zdarza się, że tylko określone wspólnoty mogą nosić jakieś konkretne jego mutacje. Noszenie przez innych zastrzeżonego wzoru może się wiązać z negatywnymi konsekwencjami.

Nie ważny mecz, ważne emocje
Wskazane wcześniej elementy stanowią część rytuału, jakim są całe zawody sportowe. Do tego dochodzi jeszcze podniosła atmosfera meczu traktowanego jako święto. Zawody sportowe odbywają się w ściśle określone dni zapisane w terminarzu. Posiadają one stałe fragmenty, w trakcie których dochodzi do prezentacji przygotowywanych wcześniej elementów (np. walka na okrzyki, czy wywieszanie tzw. sektorówek). Sam mecz jest także dowodem na to, które miasto w danym momencie wygrywa w niekończącej się wojnie.

Interesującym zjawiskiem jest przychodzenie na imprezy sportowe ludzi, którzy tak naprawdę nie są zainteresowani wydarzeniem sportowym, które ma miejsca na murawie czy bieżni. Przychodzą oni w celu przeżywania emocji i wymieniania się z nimi doznaniami. Właśnie to tworzy specyficzną atmosferę walki na trybunach.

90 minut czy 4 sekundy
Atmosfera wojny, która udziela się dużej grupie osób, z która czujemy się związani (miastem lub dzielnicą dużej aglomeracji) jest ucywilizowaną wersją jej gorącego oblicza. Właśnie dlatego powoduje przeżywanie tak silnych emocji czy nawet podniecenia. Co ciekawe, na trybunach zdarzają się wprost artykułowane okrzyki "wojna!", jeszcze bardziej podkreślając opisany charakter stadionu.

Zdecydowana większość obecnych na tej niby wojnie ludzi nie dokonuje przekroczenia granicy między jej spokojnym, a gorącym obliczem. Jednakże istnieje szereg osób, które z różnych względów postanawiają iść o krok dalej.

Dla niektórych emocje, jakie przeżywają na stadionach, które dodatkowo są współdzielone przez rzesze podobnych im osób połączonych miłością do danej drużyny, gwarantują poziom ekscytacji większy niz podczas uprawiania seksu. Nawet z kilkoma partnerami naraz. Ale czy 90 minut grupowej ekstazy jest lepsze od 4 sekund czysto samczej i hedonistycznej przyjemności, jaką daje orgazm? Tę wątpliwość każdy z nas musi jednakże rozwiać sam.

Źródło: interia.pl

ostatnia zmiana: 2011-05-19
Komentarze

Studencka Marka

odpowiedz na wszystkie pytania



W ciągu ostatnich 30 dni zagłosowano (przeliczam) razy w naszych ankietach
Polityka Prywatności