Palenie marihuany wywołuje objawy podobne do tych, jakie występują u osób chorujących na schizofrenię - informują naukowcy na łamach "Journal of Neuroscience".
Obserwacja ludzi będących pod wpływem narkotyku, może pozwolić zrozumieć, co dzieje się w głowie chorych, i dzięki temu da się lepiej im pomóc.
"Od marihuany jeszcze nikt nie umarł" - przekonują zwolennicy legalizacji konopi indyjskich. To prawda, ale palenie zioła może nieźle namieszać w głowie. W odmiennym stanie świadomości mózg funkcjonuje w sposób chaotyczny i nieskoordynowany. Umysł człowieka zdrowego, niebędącego pod wpływem substancji psychoaktywnych, przypomina orkiestrę, w której każdy instrument gra niby osobno, ale dzięki staraniom dyrygenta tworzą razem harmonijną melodię. Poszczególne struktury w mózgu dostrajają się do siebie, by emitować jednolite fale, które składają się na myśli i określają zachowanie.
Marihuana zabija "mózgowego dyrygenta" Wpływ marihuany polega właśnie na tym, że zabija ona "mózgowego dyrygenta", nie pozwalając mu koordynować pracy poszczególnych struktur, i w ten sposób wprowadza chaos. Tego destrukcyjnego wpływu dowiódł eksperyment przeprowadzony na szczurach przez zespół doktora Matta Jonesa z University of Bristol. Badacze zmierzyli aktywność setek neuronów u zwierząt, które były pod wpływem substancji czynnej podobnej do tej występującej w konopiach.